niedziela, 22 lutego 2015

CZY TO ZAWSZE TYLKO AMBICJE?
…czyli trochę o próżności i poczuciu własnej wartości.


Zacznijmy od zdefiniowania kilku zagadnień.

Aspiracje to dążenia, plany, ambicje danej osoby, zwłaszcza takie dotyczące osiągnięcia ambitnych celów w jakiejś dziedzinie nauki, sztuki lub życia publicznego.

Ambicja to dążność do wybicia się, pragnienie twórczych osiągnięć, sukcesów.

Aspiracje i ambicje są dobre. To dzięki pragnieniu lub marzeniu dążymy do celu. Chcemy być bogatsi -szukamy lepszej pracy. Pragniemy zmienić uczesanie - idziemy do fryzjera. Marzymy o szczupłej sylwetce - zaczynamy ćwiczyć na siłowni. Przykładów jest wiele, ale każdy wie o co chodzi.

Marzenia są dobre pod warunkiem, że wspierają NASZ rozwój, nikogo przy tym nie dewaluując. Ludzie którzy osiągają największe sukcesy są pokorni. Człowiek pokorny zna swoją marność, ulotność i ułomność. Potrafi poprosić i podziękować, ponieważ nie stawia się niżej od dającego i wie że nie jest samowystarczalny, nie wszystko zawdzięcza sobie. Przeciwieństwem pokory jest pycha. Człowiek pyszny myśli odwrotnie. Stawia się wyżej od innych, o nic nie prosi, nie podziękuje. Pycha jest przejawem egoizmu, koncentracji na sobie. Ja, ja, ja. „Jestem najlepszy, najmądrzejszy, najszybszy, jestem NAJ. Jeśli jeszcze nie jestem najlepszy, to chcę taki być”.

Życie jest kruche. Nikt nie jest niezniszczalny, nie ważne ile przyjął sterydów,  pozornie czyniących go półbogiem. Człowiek jest śmiertelny, ma słabości, czegoś nie potrafi, popełnia błędy, myli się. Ten kto potrafi przyznać się do swoich słabości jest bardzo odważny i silny. Nie zawsze można być pierwszym, nie zawsze też jest się ostatnim. Niestety w dzisiejszych czasach nikt nie chce być drugi, albo co gorsza znajdować się gdzieś pośrodku. Dlaczego?


W dwudziestym pierwszym wieku pycha jest wszechobecna. Konsumpcjonizm sprzyja powstawaniu zazdrości. Wydaje się, że wszystko się nam należy. Jeżeli sąsiad Janek ma BMW, to ja też muszę go mieć. Jeśli mnie na niego nie stać, udam się do urzędu skarbowego i każę sprawdzić Janka czy oby nie ukradł pieniędzy, za które kupił samochód. Jeżeli kolega lub koleżanka z siłowni ma ode mnie lepszą „kratę”, to znaczy, że „bierze”. Skoro ona może, to ja też mogę zacząć „brać”, aby jemu/jej dorównać.  Po co? Żeby nie zostać z tyłu. Aby przypadkiem nie okazało się, że ktoś jest lepszy ode mnie. Czy posiadanie czegoś innego lub nie posiadanie tego wcale oznacza, że jesteśmy niżej w hierarchii? Dlaczego tak bardzo zazdrościmy innym tego czego sami nie mamy?

Po części odpowiesz sobie sam na to pytanie, poznając pewną ciekawostkę. Czy wiesz, że wśród grupy ludzi niewidomych stwierdzono, nieznaczny stopień postaw zazdrości? Przypomnę, że osoba niewidoma, nie widzi. Nie wie, jak wygląda sąsiadka, toteż nie ocenia czy lepiej lub gorzej od niej wygląda. Dla osoby niewidomej ważne jest, aby w samochodzie jechało się komfortowo, nie ważne czy byłoby to nowe BMW czy stary Fiat. Byle by siedzenia było wygodne, latem działała klimatyzacja, zimą ogrzewanie, a sam samochód jako tylko i wyłącznie maszyna, pomógł jej w doprowadzeniu do celu podróży.

Osoby niewidome odbierają świat przez czucie, nie przez wzrok. Jakimi zmysłami Ty odbierasz świat?

Odnoszę wrażenie, że choć my – ludzie zdrowi - mamy wszystko, wcale nie wykorzystujemy w pełni tego co już posiadamy. Rzadko doceniamy swoje zasługi, nie cieszymy się już tak bardzo z osiągów. Cały świat krzyczy „idź dalej! Nie stój w miejscu!”. Taka gonitwa nie sprzyja niczemu. Nie można ani spokojnie pomyśleć, ani ucieszyć się z tego co już się nabyło.
Skąd jeszcze bierze się pycha i zazdrość? Z braku poczucia własnej wartości. Potrzebujemy podziwu i aprobaty innych ludzi. Wstawiamy zdjęcia nowego samochodu lub pięknie wyrzeźbionego brzucha na facebooka lub instagrama  i oczekujemy na „lajki”. Im więcej „lajków”, tym większa nasza radość. Mamy potwierdzenie, że to co NASZE wprawia innych w zachwyt i podziw. Chłoniemy całą duszą gratulacje i zazdrość innych. Po co nam aprobata i pochwała kogoś z zewnątrz? Dlaczego w trakcie jesieni i zimy nikomu nie przeszkadza lekki nadmiar tłuszczyku, a do lata wszyscy chcą się odchudzać? Czy zdanie innych ludzi zaczęło nas bardziej obchodzić niż własne?



Kiedy ostatnio pochwaliłeś sam siebie?
Czy jesteś z siebie zadowolony?
Czy jak byłeś dzieckiem, byłeś częściej karcony niż chwalony?
Czy rodzice poświęcali  Ci dostatecznie dużo uwagi?
Czyjej uwagi teraz pragniesz najbardziej?


Oprócz tego, że jestem coachem jestem także zawodniczką Crossfit i trenerką personalną. Obserwuje ludzi ze świata sportu, obcuje ze swoim umysłem 24h na dobę. Wiem jak to jest być pod presją wyników i wyglądu. Patrzę na swoich kolegów i koleżanki, którzy są szybsi, mają bardziej zarysowane mięśnie, są silniejsi. Nie jestem zawodniczką początkującą, ale jestem jeszcze młoda i moje osiągnięcia powinny być dla mnie powodem do osobistej dumy i zadowolenia, ale tak nie jest. Porównuje się z innymi, konfrontując się z ich umiejętnościami na zawodach i treningach. Gonię lepszych, wyprzedzam słabszych. Często wpadam w dziwny wir myśli, że muszę być od kogoś LEPSZA. To jacy są inni nie powinno mnie obchodzić bardziej od tego, na jakim ja jestem poziomie.
Zdrowe współzawodnictwo jest dobre, ale głównie jeśli dotyczy nas samych. Tego że codziennie chcemy być lepszą wersją siebie. Być o krok dalej niż wczoraj. Nie chodzi o to aby być lepszym od Staszka czy Basi. Porównywanie się z innymi nie prowadzi do sukcesów lecz do pełnej złych emocji rywalizacji. Nie mówię, że walka o wygraną jest zła. Złe jest to jeśli chcemy być zawsze najlepsi. Taki narcystyczny stan jest nieosiągalny. Rani tylko innych dookoła. Alienuje nas od reszty.
Jako sportowiec widzę osoby stosujące specyfiki, które mają za zadanie wznieść ich na wyższy poziom. Człowiek, który pakuje w siebie sterydy i inne środku dopingujące, to osoba która nie chce się mierzyć z prawdą. Pragnie znajdować się wyżej od innych, wiecznie wygrywać. W moim odczuciu taka osoba znacznie więcej traci niż zyskuje. Zaczynając od zdrowia, a skończywszy na prawdziwym szczęściu i poczuciu spełnienia. Czy wygrana w zawodach za pomocą EPO, oksandrolonu, clenbuterolowi lub hormonowi wzrostu pokazuje moją rzeczywistą siłę i wytrzymałość organizmu? Czy jestem w porządku wobec innych?

Ostatnie dane donoszą, że 40% kulturystek to anorektyczki, a 67% śmiertelnie boi się nabrania tkanki tłuszczowej. Czy właśnie o to chodzi w zawodach? Żeby powolnie zabijać się w imię wyglądu/osiągnięć?
Jestem człowiekiem jak każdy inny. W życiu nie raz kierowałam się pychą, nie raz oceniałam innych nie mając do tego prawa. Zrozumiałam jednak, że ta droga prowadzi do nikąd. Porównując  się z innymi zawsze znajdzie się ktoś od nas gorszy lub lepszy. Wszyscy jesteśmy krusi. Nigdy żaden z nas nie będzie doskonały. Próżność doprowadza nas tylko do zguby.
Kieruj się ambicjami, nie próżnością. Nie porównuj się innymi. Walcz ze swoimi demonami. Ciesz się cudzymi i własnymi sukcesami, bo każdy na nie zasługuje. Ty także.

Agnieszka Wierciak
Diet coach, coach ICC, trener, motywator



piątek, 29 sierpnia 2014

Niewiele osób wie, kim tak naprawdę jestem. Wiele z moich klientów, a także kolegów i koleżanek z branży sądzi, że jestem młodą szczęściarą, której wszystko przychodzi łatwo i bezproblemowo. Kiedyś tak nie było. W latach 2009-2012 cierpiałam na chorobe zwaną Anoreksja. Przejawiały się u mnie także ataki bulimii i ortoreksji. Przeżywałam wewnętrzny dramat. 5 lat funcjonowałam z zanikiem miesiączki, którą w zasadzie odzyskałam w zeszłym roku. Dla chudości byłam gotowa wpędzić się do trumny. Mimo wszystko jakaś część mnie zechciała z tym walczyć. I tak też się stało. 



Od 4 lat ciężko pracuje nad sobą w psychoanalizie. Kiedyś po to, aby nie bać się jeść, teraz aby stawać się coraz bardziej świadomym człowiekiem, dobrym trenerem i coachem.

Opowiadam Wam tą historię, aby pokazać, dlaczego zajmuję się tym czym zajmuję. Praca jako instruktor w Pure Fitness tknęła we mnie życie (najwieksze podziękowania dla Cezarego Mrozowicza, który podał mi pomocną dłoń, kiedy tak bardzo jej potrzebowałam). Nauczyłam się dzielić z ludzmi swoją siłą i pogodą ducha, a oni w zamian ofiarowili mi to samo.
Dzisiaj, opócz tego że jestem instruktorem i trenerem, jestem także Life Coachem w organizacj ICC Poland oraz Diet Coachem. Właśnie dlatego, aby przekazać Wam to czego sama się nauczyłam: "Sukces jest w każdym z nas. Trzeba po prostu po niego sięgnąć".

Ja skorzystałam i nadal korzystam z pomocy. Taką samą pomoc i motywacje chcę ofiarować także Tobie.

Pozdrawiam,
Agnieszka Wierciak
Certified International Coach ICC, dypl Diet Coach, trener, instruktor fitness, instruktor indoor cycling





piątek, 16 maja 2014

„Próbowałem już wszystkiego i nie mogę schudnąć”


Ostatnio odbyłam rozmowę z moim partnerem, trenerem personalnym,  w której zastanawialiśmy się „dlaczego niektórzy ludzie po prostu nie chudną?”. Teoretycznie wszystkie warunki zewnętrzne wydają się być takie, jakie być powinny –trening w klubie fitness i dieta redukcyjna z „Pani Domu”. I co? I nic. Waga stoi, hektolitry potu się leją, frustracja rośnie, a motywacja maleje. Zaczynasz popadać w manię prześladowczą codziennego ważenia, drastycznego obcinania „wszystkiemu winnych, strasznych” węglowodanów. Dokładasz kilka chaotycznych, kompletnie źle dobranych treningów, po których zakończeniu nie jesz nic, no bo przecież „chcesz być szczuplejszy ”… W końcu okazuje się, że to wszystko na nic. Rezygnujesz z walki o upragnioną sylwetkę i sięgasz po tysiąckroć odmawianą drożdżówkę, albo i cztery. Znów tyjesz i po raz kolejny jesteś z siebie niezadowolony. Po pewnym czasie powtarzasz podobną próbę, ale bez lepszych rezultatów i koło się zamyka… W czym tkwi problem?



„CHCIAŁABYM SCHUDNĄĆ, ALE MAM CHORĄ TARCZYCĘ”.
W niektórych przypadkach brak pożądanych efektów podczas odchudzania może być spowodowany rozregulowanymi hormonami tarczycy. Niestety ostatnio stało się to najlepszym i jedynym wytłumaczeniem dla tysiąca kobiet. Ja jestem zdania, że leczona tarczyca nie powinna stwarzać problemów nie do rozwiązania. Sama miałam kiedyś problemy z tym gruczołem, a i tak chudłam.

„PUŁAPKA W MAŁYCH ODSTĘPSTWACH”
Kolejnym powodem dla którego nie chudniesz może być to, że czasami wydaje się tobie, że mało jesz, a w efekcie wcale tak nie jest.
 Miałam kiedyś klientkę, która nie mogła schudnąć. Z tego co zapisywała, jadła same zdrowe rzeczy. Co zatem robiła źle? Potrafiła spożyć co najmniej 100g migdałów za jednym posiedzeniem. „No przecież są zdrowe” – mówiła. Nie wiedziała tylko, że każde 10 sztuk (mniej więcej 15g) ma już około 85kcal, nie wspominając o tym, że cała jej przekąska zawierała prawie 600kcal, w tym 52gramy tłuszczu.
Ok, to był skrajny przypadek. Niektórzy są bardziej subtelni. Dwie łyżeczki cukru do trzeciej kawy (+50kcal x 3), jedna malutka pralinka, bo koleżanka w pracy miała urodziny (+70kcal), soczek pomarańczowy jednodniowy, bo to „samo zdrowie” a ileż można pić tą wodę (+100kcal) i dwie lampki czerwonego wina do wieczornej kolacji z mężem, bo przecież trzeba się jakoś odprężyć po ciężkim dniu (+300kcal). I tak oto teoretycznie stosując się do zaleceń dietetyka/trenera, wzbogaciliśmy naszą dietę redukcyjną lekką ręką o jakieś 620 kcal.
 Kochani. Oszukujecie w ten sposób tylko siebie.




„TRENINGI KTÓRE ROBISZ, NIE SĄ EFEKTYWNE”
Inną sprawą mogą być źle dobrane treningi. W poniedziałek trzy godziny z Weisenberg na DVD, we wtorek Zumba, w środę ABS, w czwartek Chodakowska, w piątek 5 godzin rowerów, w sobotę wpadnie jakiś CrossFit … Wszystko powpychane gdzie się da, bez ładu i składu. Jeżeli chudniesz i rzeźbisz się z takim „programem” to chyba tylko przez przypadek. Nie mówię, że konkretnie wymienione przeze mnie jednostki treningowe są złe, ale jeżeli twój plan treningowy to chaos, a ty nawet nie wiesz po co go realizujesz i jaki będzie jego efekt, to nie tyle, że nie sięgniesz swojej wymarzonej „dociętej” sylwetki, ale wręcz możesz zacząć nabierać wody przez zbyt dużą intensywność swoich workoutów.
Kolejny problem z tej samej kategorii, to też taki, że jeżeli wierzysz w to co piszą kolorowe magazyny – „20 minut ćwiczeń, trzy razy w tygodniu wystarczy, żeby wyglądać jak z okładki”, to możesz od razu przeznaczyć te dwadzieścia minut na coś bardziej produktywnego. Nie chcę, abyś myślał, że to krytykuję. Jestem zdania, że każda ilość dodatkowego ruchu to świetny pomysł, ale nie oczekuj po kilkunastu minutach ćwiczeń, że osiągniesz spektakularne efekty. Chyba, że z pomocą Photoshopa.
Kiedyś usłyszałam, że SWING kettlem to ćwiczenie, które jest w stanie pięknie wyrzeźbić całe ciało. A czy artysta maluje obraz tylko jedną farbą? Czasami wystarczy zatrzymać się na chwilę i przeanalizować informacje, które do nas dochodzą. Wiele z nich nie ma po prostu sensu i są mocno zafałszowane. Nie mówię, że każdy ma się znać na treningach, ale lepiej wstrzymać się z kupnem kolejnego gadżetu w postaci np. sensora biegowego, który wcale nie zmotywuje do częstszego biegania i przeznaczyć część swoich, na pewno ciężko zarobionych pieniędzy na trenera personalnego. Uwierz, że warto, bo inwestycja w siebie i swój rozwój to nigdy nie są stracone pieniądze.




A co jeżeli twoja dieta i treningi są na levelu PRO, a ty nadal nie chudniesz?


„ODCHUDZANIE – odchodzenie od chudości”
Problem polega na tym, że czasami „za bardzo chcemy”. Możesz w to wierzyć lub nie, ale w podświadomości odchudzanie to tak jak zostało wcześniej wspomniane w nagłówku - odchodzenie od chudości. Bardzo często tak się dzieje, ponieważ cała twoja uwaga i wszystkie myśli, koncentrowane są na jedzeniu.
„Zjadłbym pączka, ale mi nie wolno”. A kto ci zabrania? Słowo „niewolno” powoduje opór i chęć robienia na przekór. Inaczej brzmi wypowiedź z pozycji siły: „Świadomie postanawiam, decyduję i wybieram, aby nie jeść pączków”, sugerując się z tyłu głowy tym, jak chcesz docelowo wyglądać.
 Nikt i nic nie zmusza ciebie do trzymania diety. Jeżeli tylko chcesz, możesz w tym momencie wstać i zjeść 20 drożdżówek. Naprawdę!
…Ale może warto się zastanowić skąd takowa ochota we tobie? Czy oprócz fizycznego głodu, odczuwasz gdzieś w środku „głód emocjonalny”?
W procesie zmiany warto uzbroić się w cierpliwość. Nic co ma w przyszłości być trwałe, nie przychodzi od razu. Jeżeli masz trzydziestkę na karku, a dwadzieścia lat nie ruszałeś się w ogóle, to na jakiej podstawie oczekujesz zmiany po dwóch miesiącach treningu? Ciało potrzebuje sporo czasu na to, aby zmieniło swój skład (tkanka tłuszczowa vs. mięśnie).
Nie będę ciebie czarować, że magicznie FIT sylwetkę osiągnąć można w kilka tygodni.  To miesiące i lata REGULARNYCH treningów. Na wszystko potrzebny jest CZAS i SYSTEMATYCZNOŚĆ.  W pierwszej kolejności warto „zaprzyjaźniać się” ze swoimi celami i wyzwaniami. To droga do sukcesu powinna cieszyć, a nie tylko sukces sam w sobie.
Tym właśnie model Diet Coachingu różni się od tradycyjnego modelu, czyli wizyty u dietetyka.
Kiedy idziesz specjalisty od spraw żywienia, to niewątpliwie on jest ekspertem. Dietetyk narzuca ci swój sprawdzony gotowy program, a ty jedyne co musisz zrobić to stosować się do niego. Nie mówię, że jest to zła metoda, ponieważ sama rozpisuje jadłospisy, jednakże w przypadku osób mniej wytrwałych i zmotywowanych, taka metoda po prostu nie działa.
Wyobraźmy sobie sytuacje, że pan X jest praworęczny. Nagle ktoś z dnia na dzień nakazuje mu wszystkie codzienne czynności wykonywać lewą ręką. Na pewno będzie w stanie zrobić większość z tych czynność, ale jestem pewna, że nasz przypadek nie będzie czuł się komfortowo. Co więcej, gdy jego frustracja osiągnie zenitu, najprawdopodobniej na nowo zacznie operować prawą ręką, bez chęci powrotu do narzuconego mu wcześniej nowego wyzwania. Nie to jednak jest najgorsze, bo każdy ma prawo do porażki i powrotu do strefy komfortu. Problem polega na tym, że przez nagłą i drastyczna zmianę, Pan X nabył związane z tym zdarzeniem negatywne przekonania i emocje, które w przyszłości mocno utrudnią mu podjęcie kolejnej próby używania lewej ręki.
Można nauczyć się być oburęcznym, ale wszystko wymaga czasu i cierpliwość. Tak jak wspomniałam wcześniej, adaptacja do zmiany to proces, który powinniśmy zaakceptować i polubić, bo jest on wpisany w życie.

CZYM ZATEM JEST COACHING?
Coaching to partnerska relacja pomiędzy Coach’em a Klientem, opierająca się na zaufaniu i poufnych rozmowach. Temat i cele na sesje zawsze przynosi klient. Coach powoli wprowadza go w nieodkryte dotąd obszary w jego umyśle i podaje na tacy nowy punkt widzenia. Nie ważne czy są tematy typowo związane z problematyką jedzenia, czy są to bardziej złożone sytuacje z życia prywatnego i zawodowego. Wszystko i tak w niesamowity sposób łączy się ze sobą.



W dzisiejszych czasach bardzo trudno jest osiągnąć samemu wewnętrzną harmonie, a to ona właśnie jest bardzo często kluczem do sukcesu. Z każdej strony jesteśmy bombardowani nowymi i silnymi bodźcami w postaci szyldów, różnego rodzaju reklam czy mitów rozpowiadanych przez ogół społeczeństwa. Dlatego uważam, że do osiągnięcia wymarzonej sylwetki na lata i dobrego samopoczucia, pomoc trenera personalnego a także Coach’a jest niezbędna.




Nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić cię na konsultację :)

Agnieszka Wierciak International Certified Coach, Diet Coach, Instruktor Fitness 

piątek, 28 marca 2014

OBRAZ CIAŁA W SPORCIE




W naszej kulturze panuje zarówno ideał kobiecej sylwetki jak i męskiej. Bardzo uogólniając: idealne kobiety winny być szczupłe, mieć długie nogi i uwydatniony biust, a mężczyźni wysportowani, wysocy i umięśnieni. Osoby atrakcyjne są bardziej lubiane i przypisuje się im więcej pozytywnych cech osobowości. Osobom nieatrakcyjnym przypisuje się natomiast cechy negatywne, takie jak lenistwo, brak kontroli, nieumiarkowanie, niechlujstwo itp. Od wczesnego dzieciństwa wpajają nam, że to co piękne jest dobre, a to co brzydkie jest złe. Czy jednak ta sama zasada odnosi się do ludzi? Dlaczego oceniamy książkę po okładce?

ZABURZENIA OBRAZU CIAŁA U SPORTOWCÓW
Ciało kobiety uprawiającej sport, mocno różni się od kreowanego kobiecego ideału. Być może to dlatego według badań prowadzonych w USA i Norwegii wynika że od 15 do 20% elitarnych kobiet-sportowców stosowało różnego rodzaju restrykcyjne środki, jak: głodówki, wymioty, środki przeczyszczające. W grupie mężczyzn to jedynie 5-8%. Wskaźnik anoreksji wśród sportowców jest wyższy niż w ogólnej populacji jednak w zdecydowanej większości temat dotyczy głównie kobiet.
Wśród zawodniczek wysokiej rangi częściej występuje anoreksja, w formie subklinicznego zaburzenia odżywiania – „anorexia athletica”, gdzie spadek wagi nie jest tak drastyczny, za to lęk przed przytyciem ogromny.

Kolejnym zaburzeniem tego typu wśród sportowców jest uzależnienie od ćwiczeń fizycznych, które wiąże się z poczuciem winy i niepokojem w sytuacji kiedy trening jest niemożliwy. Osoby takie często organizują całe swoje życie wokół treningów. Do zaprzestania ćwiczeń nie powstrzymuje ich ani choroba, ani kontuzja. To zaburzenie częściej zdarza się u mężczyzn (7,1%) niż u kobiet (3%).

Ostatnim zaburzeniem subklinicznym występującym u sportowców jest dysmofia mięśniowa, która niesie za sobą nieuzasadniony lęk przed posiadaniem niedostatecznej masy mięśniowej. Objawia się to w podobny sposób jak u osób w przykładzie powyższym. Całe swoje życie koncentrują wokół treningu, jednakże w tym wypadku dochodzą jeszcze sterydy. Zaburzenie to wiąże się z neurotycznością i perfekcjonizmem, częściej występuje u mężczyzn niż u kobiet.
Czy nadal uważasz, że wszyscy Twoi sportowi idole są w pełni szczęśliwi i zadowoleni ze swojego ciała? Czy żyjesz w przeświadczeniu, że pogoń za „ideałem”, nie niesie za sobą przykrych konsekwencji w sferze psychicznej?

OBRAZ CIAŁA U SPORTOWCÓW
Badania na gruncie polskim porównują samoocenę w aspekcie własnego ciała studentów kierunków uniwersyteckich i Akademii Wychowania Fizycznego. Wykazały, że pomimo iż studenci AWF byli istotnie bardziej zadowoleni ze swojego ciała, mieli też dużo krytycznych zastrzeżeń odnośnie poszczególnych części ciała. Apetyt więc rośnie w miarę jedzenia.

Jak pokazują rezultaty badań, uprawianie sportu w okresie szkoły średniej wpływa  na wyższe poczucie kompetencji fizycznej, a także kontroli nad własnym życiem.  Sport jednak nie wpływa bezpośrednio na zadowolenie z ciała. Uprawianie sportu przez kobiety w szkole średniej wzmacnia ich samoocenę w czasie studiów, ale jedynie wtedy gdy zmienną pośredniczącą kompetencje akademickie, obraz ciała i męskość. Dodanie kompetencji fizycznych jako mediatora powodowało negatywny efekt.

Przebadano grupę kobiet chodzącą na zajęcia FITNESS. Uzyskiwały one niższe rezultaty w zadowoleniu z własnego ciała i wyższe wskaźniki zaburzenia jedzenia, od gruby kobiet nie chodzących na tego typu zajęcia. Zadziało się tak za sprawą uprzedmiotowiana ciała (postrzeganie własnego ciała jako zbioru części ciała, przedmiotu). Badania wykazały, że wysoki stopień samouprzedmiotowania związany jest z rodzajem odzieży zakładanej na zajęcia – kobiety ubierające się w obcisłe, modne ubrania znacznie bardziej poddają się samoobserwacji i nadzorowaniu własnego ciała.  Kobiety oceniające swoje ciało jako bardzo odbiegające od instruktora fitness, wykazywały większy lęk i obsadzały niżej swoją atrakcyjność.
Największą samoocenę własnego ciała uzyskała grupa ćwicząca rekreacyjnie, które nie mordują się na treningach, a więc nie są to osoby z pierwszych stron magazynu Men’s Health czy Shape.






Moim zdaniem, jeśli czujemy się nieatrakcyjnie w swoim ciele, to w pierwszym odruchu oczywiście zdrowo jest podjąć aktywność fizyczną, jednakże bez ułożenia sobie wszystkiego w głowie, ćwiczenia mogą wywołać u nas dwie skrajne reakcje:  Albo niewiele wniosą do naszego życia, pochodzimy miesiąc na siłownie, a w nadchodzącej przyszłości będziemy opłacać karnet siedząc na kanapie i jedząc pizzę, przeświadczeni, że i tak „nigdy nie dorównamy tym co chodzą  na siłownie już od lat”, albo popadniemy w obsesje na punkcie swojego wyglądu - siłownia stanie się naszą świątynią, a odżywka białkowa ulubionym drinkiem.
Wiedząc, że nie łatwo jest okiełznać i zrozumieć własną psychikę, uważam że warto korzystać z różnej formy pomocy i wsparcia.  Idąc na siłownie, odżałujmy trochę oszczędności na trenera personalnego. Nie tylko dlatego, że zdecydowana większość społeczeństwa zwyczajnie nie wie jak ćwiczyć i robi sobie krzywdę, myśląc, że wszystko wie, ale dlatego, że warto jest mieć przy sobie kogoś kto nas zmotywuje, powie miłe słowo i podbuduje naszą wartość. Odżałujmy część oszczędności na wykwalifikowanego coacha, terapeutę czy psychologa. Każdy z nas pełni podobną funkcję – chcemy wydobyć z ludzi ich wewnętrzny potencjał i zasoby, które każdy z Was posiada, ale nieraz są tak głęboko zakopane pod obawami i przekonaniami, że w walce sam na sam, nie są możliwe do uaktywnienia.
Przestań inwestować tylko w nowe samochody, iPhony, ubrania , telewizory czy inne gadżety. Zacznij inwestować w siebie!  Bądź uważny!
Więcej w temacie niedługo. Na kolejnych warsztatach, w nowym projekcie. Coming soon!


(na podstawie własnych obserwacji i ciekawej literatury „Ciało w dobie współczesności”)