piątek, 29 sierpnia 2014

Niewiele osób wie, kim tak naprawdę jestem. Wiele z moich klientów, a także kolegów i koleżanek z branży sądzi, że jestem młodą szczęściarą, której wszystko przychodzi łatwo i bezproblemowo. Kiedyś tak nie było. W latach 2009-2012 cierpiałam na chorobe zwaną Anoreksja. Przejawiały się u mnie także ataki bulimii i ortoreksji. Przeżywałam wewnętrzny dramat. 5 lat funcjonowałam z zanikiem miesiączki, którą w zasadzie odzyskałam w zeszłym roku. Dla chudości byłam gotowa wpędzić się do trumny. Mimo wszystko jakaś część mnie zechciała z tym walczyć. I tak też się stało. 



Od 4 lat ciężko pracuje nad sobą w psychoanalizie. Kiedyś po to, aby nie bać się jeść, teraz aby stawać się coraz bardziej świadomym człowiekiem, dobrym trenerem i coachem.

Opowiadam Wam tą historię, aby pokazać, dlaczego zajmuję się tym czym zajmuję. Praca jako instruktor w Pure Fitness tknęła we mnie życie (najwieksze podziękowania dla Cezarego Mrozowicza, który podał mi pomocną dłoń, kiedy tak bardzo jej potrzebowałam). Nauczyłam się dzielić z ludzmi swoją siłą i pogodą ducha, a oni w zamian ofiarowili mi to samo.
Dzisiaj, opócz tego że jestem instruktorem i trenerem, jestem także Life Coachem w organizacj ICC Poland oraz Diet Coachem. Właśnie dlatego, aby przekazać Wam to czego sama się nauczyłam: "Sukces jest w każdym z nas. Trzeba po prostu po niego sięgnąć".

Ja skorzystałam i nadal korzystam z pomocy. Taką samą pomoc i motywacje chcę ofiarować także Tobie.

Pozdrawiam,
Agnieszka Wierciak
Certified International Coach ICC, dypl Diet Coach, trener, instruktor fitness, instruktor indoor cycling





piątek, 16 maja 2014

„Próbowałem już wszystkiego i nie mogę schudnąć”


Ostatnio odbyłam rozmowę z moim partnerem, trenerem personalnym,  w której zastanawialiśmy się „dlaczego niektórzy ludzie po prostu nie chudną?”. Teoretycznie wszystkie warunki zewnętrzne wydają się być takie, jakie być powinny –trening w klubie fitness i dieta redukcyjna z „Pani Domu”. I co? I nic. Waga stoi, hektolitry potu się leją, frustracja rośnie, a motywacja maleje. Zaczynasz popadać w manię prześladowczą codziennego ważenia, drastycznego obcinania „wszystkiemu winnych, strasznych” węglowodanów. Dokładasz kilka chaotycznych, kompletnie źle dobranych treningów, po których zakończeniu nie jesz nic, no bo przecież „chcesz być szczuplejszy ”… W końcu okazuje się, że to wszystko na nic. Rezygnujesz z walki o upragnioną sylwetkę i sięgasz po tysiąckroć odmawianą drożdżówkę, albo i cztery. Znów tyjesz i po raz kolejny jesteś z siebie niezadowolony. Po pewnym czasie powtarzasz podobną próbę, ale bez lepszych rezultatów i koło się zamyka… W czym tkwi problem?



„CHCIAŁABYM SCHUDNĄĆ, ALE MAM CHORĄ TARCZYCĘ”.
W niektórych przypadkach brak pożądanych efektów podczas odchudzania może być spowodowany rozregulowanymi hormonami tarczycy. Niestety ostatnio stało się to najlepszym i jedynym wytłumaczeniem dla tysiąca kobiet. Ja jestem zdania, że leczona tarczyca nie powinna stwarzać problemów nie do rozwiązania. Sama miałam kiedyś problemy z tym gruczołem, a i tak chudłam.

„PUŁAPKA W MAŁYCH ODSTĘPSTWACH”
Kolejnym powodem dla którego nie chudniesz może być to, że czasami wydaje się tobie, że mało jesz, a w efekcie wcale tak nie jest.
 Miałam kiedyś klientkę, która nie mogła schudnąć. Z tego co zapisywała, jadła same zdrowe rzeczy. Co zatem robiła źle? Potrafiła spożyć co najmniej 100g migdałów za jednym posiedzeniem. „No przecież są zdrowe” – mówiła. Nie wiedziała tylko, że każde 10 sztuk (mniej więcej 15g) ma już około 85kcal, nie wspominając o tym, że cała jej przekąska zawierała prawie 600kcal, w tym 52gramy tłuszczu.
Ok, to był skrajny przypadek. Niektórzy są bardziej subtelni. Dwie łyżeczki cukru do trzeciej kawy (+50kcal x 3), jedna malutka pralinka, bo koleżanka w pracy miała urodziny (+70kcal), soczek pomarańczowy jednodniowy, bo to „samo zdrowie” a ileż można pić tą wodę (+100kcal) i dwie lampki czerwonego wina do wieczornej kolacji z mężem, bo przecież trzeba się jakoś odprężyć po ciężkim dniu (+300kcal). I tak oto teoretycznie stosując się do zaleceń dietetyka/trenera, wzbogaciliśmy naszą dietę redukcyjną lekką ręką o jakieś 620 kcal.
 Kochani. Oszukujecie w ten sposób tylko siebie.




„TRENINGI KTÓRE ROBISZ, NIE SĄ EFEKTYWNE”
Inną sprawą mogą być źle dobrane treningi. W poniedziałek trzy godziny z Weisenberg na DVD, we wtorek Zumba, w środę ABS, w czwartek Chodakowska, w piątek 5 godzin rowerów, w sobotę wpadnie jakiś CrossFit … Wszystko powpychane gdzie się da, bez ładu i składu. Jeżeli chudniesz i rzeźbisz się z takim „programem” to chyba tylko przez przypadek. Nie mówię, że konkretnie wymienione przeze mnie jednostki treningowe są złe, ale jeżeli twój plan treningowy to chaos, a ty nawet nie wiesz po co go realizujesz i jaki będzie jego efekt, to nie tyle, że nie sięgniesz swojej wymarzonej „dociętej” sylwetki, ale wręcz możesz zacząć nabierać wody przez zbyt dużą intensywność swoich workoutów.
Kolejny problem z tej samej kategorii, to też taki, że jeżeli wierzysz w to co piszą kolorowe magazyny – „20 minut ćwiczeń, trzy razy w tygodniu wystarczy, żeby wyglądać jak z okładki”, to możesz od razu przeznaczyć te dwadzieścia minut na coś bardziej produktywnego. Nie chcę, abyś myślał, że to krytykuję. Jestem zdania, że każda ilość dodatkowego ruchu to świetny pomysł, ale nie oczekuj po kilkunastu minutach ćwiczeń, że osiągniesz spektakularne efekty. Chyba, że z pomocą Photoshopa.
Kiedyś usłyszałam, że SWING kettlem to ćwiczenie, które jest w stanie pięknie wyrzeźbić całe ciało. A czy artysta maluje obraz tylko jedną farbą? Czasami wystarczy zatrzymać się na chwilę i przeanalizować informacje, które do nas dochodzą. Wiele z nich nie ma po prostu sensu i są mocno zafałszowane. Nie mówię, że każdy ma się znać na treningach, ale lepiej wstrzymać się z kupnem kolejnego gadżetu w postaci np. sensora biegowego, który wcale nie zmotywuje do częstszego biegania i przeznaczyć część swoich, na pewno ciężko zarobionych pieniędzy na trenera personalnego. Uwierz, że warto, bo inwestycja w siebie i swój rozwój to nigdy nie są stracone pieniądze.




A co jeżeli twoja dieta i treningi są na levelu PRO, a ty nadal nie chudniesz?


„ODCHUDZANIE – odchodzenie od chudości”
Problem polega na tym, że czasami „za bardzo chcemy”. Możesz w to wierzyć lub nie, ale w podświadomości odchudzanie to tak jak zostało wcześniej wspomniane w nagłówku - odchodzenie od chudości. Bardzo często tak się dzieje, ponieważ cała twoja uwaga i wszystkie myśli, koncentrowane są na jedzeniu.
„Zjadłbym pączka, ale mi nie wolno”. A kto ci zabrania? Słowo „niewolno” powoduje opór i chęć robienia na przekór. Inaczej brzmi wypowiedź z pozycji siły: „Świadomie postanawiam, decyduję i wybieram, aby nie jeść pączków”, sugerując się z tyłu głowy tym, jak chcesz docelowo wyglądać.
 Nikt i nic nie zmusza ciebie do trzymania diety. Jeżeli tylko chcesz, możesz w tym momencie wstać i zjeść 20 drożdżówek. Naprawdę!
…Ale może warto się zastanowić skąd takowa ochota we tobie? Czy oprócz fizycznego głodu, odczuwasz gdzieś w środku „głód emocjonalny”?
W procesie zmiany warto uzbroić się w cierpliwość. Nic co ma w przyszłości być trwałe, nie przychodzi od razu. Jeżeli masz trzydziestkę na karku, a dwadzieścia lat nie ruszałeś się w ogóle, to na jakiej podstawie oczekujesz zmiany po dwóch miesiącach treningu? Ciało potrzebuje sporo czasu na to, aby zmieniło swój skład (tkanka tłuszczowa vs. mięśnie).
Nie będę ciebie czarować, że magicznie FIT sylwetkę osiągnąć można w kilka tygodni.  To miesiące i lata REGULARNYCH treningów. Na wszystko potrzebny jest CZAS i SYSTEMATYCZNOŚĆ.  W pierwszej kolejności warto „zaprzyjaźniać się” ze swoimi celami i wyzwaniami. To droga do sukcesu powinna cieszyć, a nie tylko sukces sam w sobie.
Tym właśnie model Diet Coachingu różni się od tradycyjnego modelu, czyli wizyty u dietetyka.
Kiedy idziesz specjalisty od spraw żywienia, to niewątpliwie on jest ekspertem. Dietetyk narzuca ci swój sprawdzony gotowy program, a ty jedyne co musisz zrobić to stosować się do niego. Nie mówię, że jest to zła metoda, ponieważ sama rozpisuje jadłospisy, jednakże w przypadku osób mniej wytrwałych i zmotywowanych, taka metoda po prostu nie działa.
Wyobraźmy sobie sytuacje, że pan X jest praworęczny. Nagle ktoś z dnia na dzień nakazuje mu wszystkie codzienne czynności wykonywać lewą ręką. Na pewno będzie w stanie zrobić większość z tych czynność, ale jestem pewna, że nasz przypadek nie będzie czuł się komfortowo. Co więcej, gdy jego frustracja osiągnie zenitu, najprawdopodobniej na nowo zacznie operować prawą ręką, bez chęci powrotu do narzuconego mu wcześniej nowego wyzwania. Nie to jednak jest najgorsze, bo każdy ma prawo do porażki i powrotu do strefy komfortu. Problem polega na tym, że przez nagłą i drastyczna zmianę, Pan X nabył związane z tym zdarzeniem negatywne przekonania i emocje, które w przyszłości mocno utrudnią mu podjęcie kolejnej próby używania lewej ręki.
Można nauczyć się być oburęcznym, ale wszystko wymaga czasu i cierpliwość. Tak jak wspomniałam wcześniej, adaptacja do zmiany to proces, który powinniśmy zaakceptować i polubić, bo jest on wpisany w życie.

CZYM ZATEM JEST COACHING?
Coaching to partnerska relacja pomiędzy Coach’em a Klientem, opierająca się na zaufaniu i poufnych rozmowach. Temat i cele na sesje zawsze przynosi klient. Coach powoli wprowadza go w nieodkryte dotąd obszary w jego umyśle i podaje na tacy nowy punkt widzenia. Nie ważne czy są tematy typowo związane z problematyką jedzenia, czy są to bardziej złożone sytuacje z życia prywatnego i zawodowego. Wszystko i tak w niesamowity sposób łączy się ze sobą.



W dzisiejszych czasach bardzo trudno jest osiągnąć samemu wewnętrzną harmonie, a to ona właśnie jest bardzo często kluczem do sukcesu. Z każdej strony jesteśmy bombardowani nowymi i silnymi bodźcami w postaci szyldów, różnego rodzaju reklam czy mitów rozpowiadanych przez ogół społeczeństwa. Dlatego uważam, że do osiągnięcia wymarzonej sylwetki na lata i dobrego samopoczucia, pomoc trenera personalnego a także Coach’a jest niezbędna.




Nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić cię na konsultację :)

Agnieszka Wierciak International Certified Coach, Diet Coach, Instruktor Fitness 

piątek, 28 marca 2014

OBRAZ CIAŁA W SPORCIE




W naszej kulturze panuje zarówno ideał kobiecej sylwetki jak i męskiej. Bardzo uogólniając: idealne kobiety winny być szczupłe, mieć długie nogi i uwydatniony biust, a mężczyźni wysportowani, wysocy i umięśnieni. Osoby atrakcyjne są bardziej lubiane i przypisuje się im więcej pozytywnych cech osobowości. Osobom nieatrakcyjnym przypisuje się natomiast cechy negatywne, takie jak lenistwo, brak kontroli, nieumiarkowanie, niechlujstwo itp. Od wczesnego dzieciństwa wpajają nam, że to co piękne jest dobre, a to co brzydkie jest złe. Czy jednak ta sama zasada odnosi się do ludzi? Dlaczego oceniamy książkę po okładce?

ZABURZENIA OBRAZU CIAŁA U SPORTOWCÓW
Ciało kobiety uprawiającej sport, mocno różni się od kreowanego kobiecego ideału. Być może to dlatego według badań prowadzonych w USA i Norwegii wynika że od 15 do 20% elitarnych kobiet-sportowców stosowało różnego rodzaju restrykcyjne środki, jak: głodówki, wymioty, środki przeczyszczające. W grupie mężczyzn to jedynie 5-8%. Wskaźnik anoreksji wśród sportowców jest wyższy niż w ogólnej populacji jednak w zdecydowanej większości temat dotyczy głównie kobiet.
Wśród zawodniczek wysokiej rangi częściej występuje anoreksja, w formie subklinicznego zaburzenia odżywiania – „anorexia athletica”, gdzie spadek wagi nie jest tak drastyczny, za to lęk przed przytyciem ogromny.

Kolejnym zaburzeniem tego typu wśród sportowców jest uzależnienie od ćwiczeń fizycznych, które wiąże się z poczuciem winy i niepokojem w sytuacji kiedy trening jest niemożliwy. Osoby takie często organizują całe swoje życie wokół treningów. Do zaprzestania ćwiczeń nie powstrzymuje ich ani choroba, ani kontuzja. To zaburzenie częściej zdarza się u mężczyzn (7,1%) niż u kobiet (3%).

Ostatnim zaburzeniem subklinicznym występującym u sportowców jest dysmofia mięśniowa, która niesie za sobą nieuzasadniony lęk przed posiadaniem niedostatecznej masy mięśniowej. Objawia się to w podobny sposób jak u osób w przykładzie powyższym. Całe swoje życie koncentrują wokół treningu, jednakże w tym wypadku dochodzą jeszcze sterydy. Zaburzenie to wiąże się z neurotycznością i perfekcjonizmem, częściej występuje u mężczyzn niż u kobiet.
Czy nadal uważasz, że wszyscy Twoi sportowi idole są w pełni szczęśliwi i zadowoleni ze swojego ciała? Czy żyjesz w przeświadczeniu, że pogoń za „ideałem”, nie niesie za sobą przykrych konsekwencji w sferze psychicznej?

OBRAZ CIAŁA U SPORTOWCÓW
Badania na gruncie polskim porównują samoocenę w aspekcie własnego ciała studentów kierunków uniwersyteckich i Akademii Wychowania Fizycznego. Wykazały, że pomimo iż studenci AWF byli istotnie bardziej zadowoleni ze swojego ciała, mieli też dużo krytycznych zastrzeżeń odnośnie poszczególnych części ciała. Apetyt więc rośnie w miarę jedzenia.

Jak pokazują rezultaty badań, uprawianie sportu w okresie szkoły średniej wpływa  na wyższe poczucie kompetencji fizycznej, a także kontroli nad własnym życiem.  Sport jednak nie wpływa bezpośrednio na zadowolenie z ciała. Uprawianie sportu przez kobiety w szkole średniej wzmacnia ich samoocenę w czasie studiów, ale jedynie wtedy gdy zmienną pośredniczącą kompetencje akademickie, obraz ciała i męskość. Dodanie kompetencji fizycznych jako mediatora powodowało negatywny efekt.

Przebadano grupę kobiet chodzącą na zajęcia FITNESS. Uzyskiwały one niższe rezultaty w zadowoleniu z własnego ciała i wyższe wskaźniki zaburzenia jedzenia, od gruby kobiet nie chodzących na tego typu zajęcia. Zadziało się tak za sprawą uprzedmiotowiana ciała (postrzeganie własnego ciała jako zbioru części ciała, przedmiotu). Badania wykazały, że wysoki stopień samouprzedmiotowania związany jest z rodzajem odzieży zakładanej na zajęcia – kobiety ubierające się w obcisłe, modne ubrania znacznie bardziej poddają się samoobserwacji i nadzorowaniu własnego ciała.  Kobiety oceniające swoje ciało jako bardzo odbiegające od instruktora fitness, wykazywały większy lęk i obsadzały niżej swoją atrakcyjność.
Największą samoocenę własnego ciała uzyskała grupa ćwicząca rekreacyjnie, które nie mordują się na treningach, a więc nie są to osoby z pierwszych stron magazynu Men’s Health czy Shape.






Moim zdaniem, jeśli czujemy się nieatrakcyjnie w swoim ciele, to w pierwszym odruchu oczywiście zdrowo jest podjąć aktywność fizyczną, jednakże bez ułożenia sobie wszystkiego w głowie, ćwiczenia mogą wywołać u nas dwie skrajne reakcje:  Albo niewiele wniosą do naszego życia, pochodzimy miesiąc na siłownie, a w nadchodzącej przyszłości będziemy opłacać karnet siedząc na kanapie i jedząc pizzę, przeświadczeni, że i tak „nigdy nie dorównamy tym co chodzą  na siłownie już od lat”, albo popadniemy w obsesje na punkcie swojego wyglądu - siłownia stanie się naszą świątynią, a odżywka białkowa ulubionym drinkiem.
Wiedząc, że nie łatwo jest okiełznać i zrozumieć własną psychikę, uważam że warto korzystać z różnej formy pomocy i wsparcia.  Idąc na siłownie, odżałujmy trochę oszczędności na trenera personalnego. Nie tylko dlatego, że zdecydowana większość społeczeństwa zwyczajnie nie wie jak ćwiczyć i robi sobie krzywdę, myśląc, że wszystko wie, ale dlatego, że warto jest mieć przy sobie kogoś kto nas zmotywuje, powie miłe słowo i podbuduje naszą wartość. Odżałujmy część oszczędności na wykwalifikowanego coacha, terapeutę czy psychologa. Każdy z nas pełni podobną funkcję – chcemy wydobyć z ludzi ich wewnętrzny potencjał i zasoby, które każdy z Was posiada, ale nieraz są tak głęboko zakopane pod obawami i przekonaniami, że w walce sam na sam, nie są możliwe do uaktywnienia.
Przestań inwestować tylko w nowe samochody, iPhony, ubrania , telewizory czy inne gadżety. Zacznij inwestować w siebie!  Bądź uważny!
Więcej w temacie niedługo. Na kolejnych warsztatach, w nowym projekcie. Coming soon!


(na podstawie własnych obserwacji i ciekawej literatury „Ciało w dobie współczesności”)